Z klubem piłkarskim jest jak z windą. Raz jedziesz w górę, raz w dół, dlatego kluczem do sukcesu jest stabilizacja. Takową, przynajmniej w wymiarze poziomu rozgrywkowego, gwarantuje od lat Podbeskidzie Bielsko-Biała, znów pukające do bram ekstraklasy.
Arka Gdynia, Górnik Zabrze, Lech Poznań, Legia Warszawa, Wisła Kraków, Zagłębie Lubin i Podbeskidzie Bielsko-Biała. Tylko te siedem klubów nie spadło poniżej poziomu zaplecza ekstraklasy w ostatnich 18 latach. Czemu 18 latach? Właśnie wtedy, w 2002 roku, Podbeskidzie pierwszy raz w swej historii awansowało do (wtedy jeszcze) drugiej ligi. Zdystansowało zupełnie resztę stawki – Piasta Gliwice czy Pogoń Świebodzin – grając pod szyldem BBTS-u Ceramed, który przemianowano potem na Podbeskidzie, co wzbudziło wielkie kontrowersje. Trudno było przewidzieć, że zaczynają się dwie dekady dobrej gry, sukcesów, ewolucji klubu i tego, co wokół. Z 18 kolejnych sezonów, 14 „górale” spędzili na zapleczu elity, a 4 – w ekstraklasie, której bramy sforsowali w 2011 roku.
Kilka zakrętów Podbeskidzia
Pod tym płaszczem stabilności kryje się jednak mnóstwo zakrętów, tak sportowych, jak finansowych czy nawet dyscyplinarnych, bo przecież sezon 2007/08 drużyna zaczynała z dorobkiem 6 ujemnych punktów, co było karą za uczestnictwo w procederze korupcyjnym. Z tymi sześcioma punktami awans przyszedłby już wtedy, a nie trzy lata później… Trudno jednak było wybrzydzać, skoro dwa lata wcześniej niewiele brakowało do spadku. Podbeskidzie w 2006 roku grało baraż o utrzymanie z Pelikanem Łowicz. Na wyjeździe zremisowało 1:1, a u siebie wygrało 5:2, ale ten wynik jest tylko pozornie spokojny. Bielszczanie przegrywali 0:1, a przy stanie 2:2 goście zmarnowali karnego, chwilę później sami stracili bramkę i kompletnie się rozsypali. Niewiele do spadku brakowało też w 2010 roku, gdy zespół jechał z nożem na gardle na ostatni mecz do Świnoujścia. Wtedy narodziła się ekipa, która wywalczyła awans i jako pierwszoligowiec robiła furorę w Pucharze Polski, docierając aż do półfinału.
Bywały dramaty w lidze
Dramatyczny był spadek z ekstraklasy. W 2016 roku „górale” świętowali już nawet miejsce w grupie mistrzowskiej, zabrane im wskutek zielonostolikowych zawirowań wokół Ruchu Chorzów i Lechii Gdańsk. Zamiast grupy mistrzowskiej, był podział punktów i degradacja, po której Podbeskidzie utknęło w pierwszej lidze na kolejne długie lata. W międzyczasie – tak, to już działo się w pierwszej lidze – otwarło piękny nowy stadion, ale były też problemy. W 2018 roku miasto po burzliwych dyskusjach postawiło na nogi pogrążonych w długach klub, funkcjonujący przecież jako miejska spółka.
Warto marzyć o Ekstraklasie
Odkąd za sferę organizacyjno-finansową odpowiada Bogdan Kłys, a za sferę sportową – trener Krzysztof Brede, wszystko zaczęło zmierzać ku lepszemu. Bielszczanie znów liczą się w grze o ekstraklasę i są jednym z faworytów tego wyścigu. To cel adekwatny do ich możliwości sportowych, ale i ambicji samego miasta, od lat zajmującego czołowe pozycje w ogólnopolskich rankingach, nierzadko dystansując nawet sąsiadów z województwa śląskiego, jak Katowice czy Gliwice. Skoro ci drudzy potrafili sięgnąć po mistrzowski tytuł, bielszczanom też nikt nie zabroni marzyć. 18 lat temu w trzeciej lidze wyprzedzili właśnie Piasta…